Cytując klasyka: „nie ma takiego miasta LONDYN, jest Lądek, Lądek Zdrój…”.
 |
Nawiązując do klasyka: 121, 122, 123... |
 |
Piccadily Circus ciekawy robi się dopiero po zmroku |
 |
Tomek 20 lat temu (!!!) mieszkał w Londynie. Dlatego czuł się tu jak w domu. |
A
zatem w tym bardzo fajnym mieście, którego nie ma, dla nas hitem było po prostu
włóczenie się po nim. A, że dzieci zostały we Wrocławiu, to nikt nas nie
ograniczał. To co nam się najbardziej podobało to: British Museum, świetna
międzynarodowa miejska atmosfera, dobra kuchnia z całego świata, smaczna kawa i
tanie ciuchy.
 |
Nie mogłam sobie odmówić klasyki gatunku...(Clock Tower) |
 |
Trafalgar Square |
Londyn
nie jest miastem dla rodzin i dla osób, które źle czują się w tłumie. Ulice
żyją, ludzi jest tu wszędzie pełno. Przebicie się przez te tłumy i
pokonanie ciągle wyrastających schodów z gromadą dzieci i do tego wózkiem
osłabia wolę zwiedzania tego miasta. Wiem coś o tym, gdyż kilka lat temu próbowaliśmy
zmierzyć się z tą „niewygodną” londyńską
miejską dżunglą. I polegliśmy. Stąd teraz mądrzejsi wybraliśmy się na mały City Break przed Tajlandią bez dzieci!
 |
Trafalgar Square z widokiem na National Galery |
 |
Trafalgar Square z widokiem na Admiral Arch |
* * *
Ale tym
razem też były porażki. Tym bardziej bolały, że zbudowane na początku lat
dziewięćdziesiątych w czasach otwarcia na świat i zachłyśnięcia się tzw.
zachodem, niedościgłe wizje Imperium Brytyjskiego przez lata nauki języka
angielskiego tylko utrwalały się w głowie jako wartościowe cele turystycznych
wypraw. Wszystkie podręcznikowe angielskie „czytanki” wychwalały Tower of London. No cóż, 25 funtów
zostało wyrzucone w błoto. A tyle kosztowało wysłuchanie 50 minutowego wywodu
przewodnika, który stojąc przed kilkoma budynkami opowiadał ich historię
wrzucając mało zrozumiałe angielskie żarty. Cena również obejmowała wejście do
poszczególnych twierdz na terenie Tower, już bez przewodnika, i obejrzenie
kilku koron królewskich (część chyba była replikami), 2, 3 gablot ze złotymi
naczyniami, przedmiotów należących do wojskowych w okresie około 100 ostatnich lat oraz
licznie zgromadzonych zbroi rycerskich. Tych ostatnich Ci u nas dostatek. Gdyby
to kosztowało maksymalnie 10 funtów, to może człowiek by tak nie marudził, że
zmarnował majątek. Pewnie wartość tych artefaktów inaczej przedstawia się dla
miłośników historii Anglii i dla samych Brytyjczyków emocjonalnie związanych z
relikwiami swojej przeszłości (a i też znacznie bogatszych, hm). Ja nie należę
ani do jednej, ani do drugiej grupy, więc uboga kolekcja Tower of London za
nieproporcjonalnie wysoką do jej wartości cenę bardzo mnie rozczarowała.
Gabloty w pustych pomieszczeniach, żadnych sal urządzonych w stylu z epoki.
Wiało nudą i sztucznie nadmuchanym patetyzmem. A goryczy dolał fakt braku
pozwolenia na robienie zdjęć w środku.
Tower of London:
 |
W tym budynku znajdują się królewskie klejnoty |
 |
Widok na he city centre of London z zza murów Tower |
 |
To tzw. German Buildings w Tower |
* * *
Drugim
rozczarowaniem (choć mniejszym, bo wejście jest za darmo) było
Muzeum Historii Naturalnej. Scooby Doo
– częsty bywalec tego miejsca – to miał życie! Rozsławił to muzeum wśród
dzieciaków. Wpada się tam z wielkimi oczekiwaniami. Na dzień dobry jest dobrze,
atmosfera wielkiej przygody podtrzymana, gdyż obowiązkowa focia ze sławnym
szkieletem pradawnego gada stojącego w holu przepięknego budynku muzeum została
wykonana. I co dalej? I co dalej? Jak pójdziesz na lewo na parterze do dalszej
części dedykowanej dinozaurom, to jeszcze wystawa się obroni. Fragmenty kości,
jaja gadzie, odtworzone szkielety, nawet ruszające się potwory z cudownie
mrugającymi powiekami – to jest fajne nie tylko dla dzieci. Tylko jest tego za
mało. Po 10 minutach obeszliśmy wszystko i mieliśmy niedosyt. A na lewo były
niewielkie ilości odcisków dinozaurów, 2 minuty, zdjęcie i po atrakcji. Obok
ciekawie zapowiadała się sala z pająkami. Została zapełniona głównie zdjęciami
dużego formatu i multimedialnymi atrakcjami dla dzieci. Nie widzieliśmy dużych
ssaków – czy sale były niedostępne, czy gdzieś je pomięliśmy przez nieuwagę?
Nie wiem. Część wypchanych mniejszych ssaków i ptaków widzieliśmy. Przyglądanie
się im było dość dziwnym uczuciem… Fakt wypchania ich bardzo dawno temu dodawał
im specyficznego … uroku. 2 piętro było w większości swego obszaru pozastawiane
z uwagi na budowę kolejnej wystawy multimedialnej. W wykonaniu brytyjskim kompletnie
te multimedia mnie nie przekonały. Może dlatego, że głównym ich odbiorcą były
dzieci, które w grze komputerowej miały dotrzeć do jakiegoś „starożytnego”
celu. Myślę, że dla moich dzieci jako zwiedzających obserwatorów to muzeum nie
stanowiłoby tak wielkiej atrakcji jak dla brytyjskich uczniów. Ci ostatni
odbywają tu tematyczne lekcje na żywo. To ma sens.
Muzeum Historii Naturalnej:
* * *
Kiedyś
pełne unikatowych eksponatów
Science
Museum (darmowe) również wybrało ścieżkę rozwojową w kierunku eksponowania
multimediów. Bombardowanie dźwiękiem i światłem było bardzo męczące.
Patriotyczne i praktycznie – Centrum im. Mikołaja Kopernika w Warszawie jest
mądrzej pomyślane. Tomek powracający do Science Museum po 20 latach wielce się
rozczarował.
 |
Zafascynowało nas to zdjęcie...
* * * |
A co
z przyjemności pobytu w Londynie? Większość!!! Znakomite i przebogate
British Museum (stałe ekspozycje za
darmo)
z zachwycającą dla mnie kolekcją
starożytnej Asyrii, a dla Tomka – Egiptem uratowało honor londyńskich muzeów.
To jest miejsce do którego wrócę z wielką przyjemnością. Historia jest
przewrotna. Nigdy bym nie przypuszczała, że zwiedzając to miejsce, będę
wdzięczna Anglikom, że tyle w świecie nakradli cennych eksponatów. No cóż,
patrząc na rozwój wypadków dziś, wiele z nich uratowali przed zniszczeniem.
Uwaga: nie warto przychodzić do muzeów
o godzinie otwarcia. Wtedy kolejki są ogromne. Kiedy przyjdzie się 2, 3 godziny
później wchodzi się praktycznie bez kolejki. Zaobserwowaliśmy też, że Ci co
zainwestowali za „wejście bez kolejek” czyli London Pass stali w dłuższych
ogonkach niż Ci oporni na reklamy czyli bez London Pass.
 |
Westminister Abbey: zwykła kolejka z lewej strony była 3 razy krótsza o kolejki osób z London Pass z prawej strony |
Bilet do Westminister Abbey kosztował 25 funtów. Dlatego też darowaliśmy sobie jego surowe anglikańskie wnętrza.
Za to poszliśmy do Katedry Świętego Pawła, której zwiedzanie jest płatne, ale jak przyjdzie się około godz. 16:00, to
wchodzi się za darmo. Niestety w środku nie można robić zdjęć.
A
niedaleko na bogato jest inny "kościół"...
* * *
Dzięki informacjom od przewodników zatrudnionych na statkach pływających po Tamizie zaliczyliśmy nową atrakcję Londynu – Sky Garden. Ogród - restauracja na szczycie drapacza chmur na ulicy 20 Fenchurch Street
jest dostępny za darmo jeśli:
- zamówienia online dokona się na 2 tygodnie przed
wizytą,
- bez wcześniejszego zamówienia online przyjdzie
się po godz. 18:00.
Okoliczności
wymusiły na nas wykonanie wariantu drugiego. Nie wpuszczają klientów w sandałach i
krótkich spodenkach. Tutaj też „okoliczności” pory roku nas uratowały. Nie
korzystaliśmy z baru w ogóle, skupiliśmy się tylko na robieniu zdjęć Londynu z
podniebnej (przypominam – Sky Garden) perspektywy. Nikt od nas nie oczekiwał
wydawania pieniędzy w ogrodowym pubie.
* * *
Buckingham
Palace jest krótko otwarty dla pospólstwa. Kiedy Królowa we wrześniu wyjeżdża,
to dla gawiedzi otwiera się jego podwoje (trzeba to sprawdzać w necie, bo daty
jej wakacji nie są sztywne). Poza tym czasem warto tam przyjść kiedy następują
zmiany warty. W okresie jesienno – zimowym
nie są one codziennie. Kiedy jest ta uroczystość można sprawdzić tutaj:
http://changing-guard.com/dates-buckingham-palace.html
Przychodząc
półtorej godziny przez czasem staliśmy dopiero w 3 rzędzie. Wyszukaliśmy sobie
niskich Chińczyków i ustawiliśmy się za nimi. Rozwiązanie podziałało, sporo
widzieliśmy.
* * *
Było
jeszcze przed południem, więc w Hard Rock Cafe wypiliśmy coffee latte przy
barze. Czas oczekiwania na stolik wynosił około 40 minut (przed południem! Do
lunchu jeszcze było daleko!).
* * *
Koło
Muzeum Sherloka Holmesa na Baker Street 210a mieści się sklep dla fanów
Beatelsów.
Abbey Road i najsłynniejsze oraz najczęściej "przechodzone" pasy dla pieszych. Tu w 1969 roku The Beatles zrobili sobie zdjęcie na płytę "Abbey Road".
 |
Okładka płyty na koszulce |
Tam tak bardzo łatwo nie było dotrzeć. Oto wskazówki:
* * *
Byliśmy
w:
U
M&M’sów:
 |
W tubach znajdują się M & Msy! |
Londyński „Jaś i Małgosia?”
* * *
Obiady
jedliśmy w pubach i restauracjach. Wcale nie trzeba się naszukać, by znaleźć
pyszne jedzenie w cenie poniżej 10 funtów za posiłek. Menu z cenami wystawione
jest na zewnątrz. The Churchill Arms Pub na 119 Kensington Church Street w
Notting Hill oferował
pyszną tajską
kuchnię, a każde danie w cenie 8,5 funta. Duże porcje, świeże produkty.
 |
Churchill Arms Pub |
 |
Wnętrze pubu |
Zarówno
pod względem kulinarnych doznań, jak i finansowym nie opłaca się jeść w barach
oferujących za 6, 5 do 9 funtów jedzenie typu „jesz ile chcesz”. Jedzenie tu
jest dla wszystkich czyli dla nikogo. Taki all inclusive. Niedoprawione,
bezustannie odgrzewane, tłuste dania. Jak wcześniej pisałam bez problemu nie
tylko w China Town czy Soho można znaleźć posiłki z karty poniżej 9 funtów.
 |
China Town |
 |
Wychodząc z China Town...;-) |
Kawę
pijaliśmy na Soho, w kawiarni, w której kiedyś Tomek pracował – Cafe Nero.
Sączyliśmy pyszny napój i gapiliśmy się przez szybę na życie mocno gejowskiego
Soho. W pewnym momencie nawet byłam jedyną dziewczyną w tym lokalu. I co z
tego? Nikt na to nie zwracał uwagi. Kolorowy w ubiorach, w duszach i umysłach
Londyn przewijał nam się przed oczami, a my żałowaliśmy tylko tego, że nie
możemy tu zostać dłużej. Tu nas nikt nie poganiał. A wypita filiżanka kawy nie
jest sygnałem do odejścia czy zamawiania na siłę kolejnej jako sposobu, by nas
nie wyrzucono. Cudownie.
 |
Soho obserwowane znad kubka kawy |
* * *
Gdybym
do tej dzielnicy Londynu – Camden – przyjechała ze 20 lat temu – to chyba bym
oszalała ze szczęścia! Tyle cudaków, tyle glanów, tyle rockowych gadżetów w
jednym miejscu nigdy nie widziałam. Może dobrze, że tu nie trafiłam wcześniej…
;-) Tomek, który kiedyś tu mieszkał, od razu wiedział, że bardzo mi się tu
spodoba!
* * *
Transport:
- Ryanair Wrocław – Londyn Stansted to chyba
oczywista oczywistość, ale ceną za bilet warto się pochwalić: 78 zł w dwie
strony!
- Lotnisko Stansted – Londyn: autobus zamówiony
online na stronie www.easybus.com Wcześniejsze
kupowanie może skutkować niskimi cenami (ja to zrobiłam za cenę poniżej 3
funtów za bilet w jedną stronę za osobę). Lotnisko Stansted jest daleko od
centrum. Dojazd zajął prawie 2 godziny. Wysiadaliśmy i wsiadaliśmy na Victoria
Coach Station (stąd dobre połączenia we wszystkie strony).
- Metro – stare, ale jare. Tomek, który mieszkał w
Londynie 20 lat temu, powiedział, że Londyn niewiele się zmienił od tego czasu,
a metro wcale. Jest koszmarne dla rodzin z małymi dziećmi i osób starszych.
Wszędzie schody. Niewiele udogodnień. Kupiliśmy oyster card w automacie na
stacji metra (nawet jest menu po polsku!) na 1 i 2 strefę na 7 dni - koszt 37,40 funta z kaucją na osobę (wszystkie
środki lokomocji: metro, autobusy, nawet jakiś 1 pociąg – nie korzystaliśmy,
ale nie ma rejsów po Tamizie w cenie). Poza 2 strefą nic ciekawego dla nas się nie znajdowało.
Wszystkie najważniejsze atrakcje są w 1 strefie, a w 2 trochę fajnych dzielnic.
Na tą kartę (każda osoba miała swoją), którą trzeba było odbijać na bramkach,
jeździliśmy metrem i autobusami do woli. Zasady korzystania i ceny się
zmieniają, to trzeba sprawdzać aktualne w necie. Pojedyncze przejazdy są
nieopłacalnie drogie.
Zakupy taniej:
- Ciuchy - Primark na Oxfort Street – bardzo tanio
w centrum miasta.
 |
Po zakupach, na Soho Square |
- Spożywka – zawsze się gdzieś znajdzie Tesco Express
lub Sainsbury.
 |
Fani polskiego jedzenia też przeżyją... |
|
|
|
Koniec. A zaraz wylot do Tajlandii! :-)))))))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz